Niedługo do migracji spowodowanych konfliktami dojdą te spowodowane ginącą przyrodą. Miliony zagrożonych głodem ruszą za chlebem. Ład polityczny zachwieje się jeszcze bardziej.
Światowi przywódcy wiedzą, że nasza planeta idzie na dno. Analitycy, czołowi myśliciele i stratedzy od lat coraz głośniej alarmują o straszliwej nawałnicy problemów, zagrażającej globalnej gospodarce, społeczeństwu i obecnemu względnemu pokojowi. Powołują się przy tym na setki badań z wielu dziedzin, wskazujące, że główne koła zamachowe naszego globu — oceany, produkcja żywności, klimat — na łeb, na szyję staczają się po równi pochyłej, co może mieć straszliwe konsekwencje dla mieszkańców ziemi.
Nic dziwnego, że przywiązują baczną uwagę do obecnej sytuacji, skoro wiele książek, artykułów, gazet i konferencji prasowych podejmujących ten temat to swoiste larum ze strony środowiska akademickiego. Dziwi natomiast, że większość ludzi nie ma refleksji nad dzisiejszym stanem świata i nie pyta, czego nie wiemy bądź co wiemy, że nie wiemy, bo gdyby musiała sobie odpowiedzieć na te pytania, zobaczyłaby faktyczną powagę sytuacji.
Fascynujące byłoby zestawić te informacje z biblijnymi proroctwami, jeśli bowiem rzeczywiście między tymi dwoma źródłami zachodzi zbieżność, może mieć to daleko idące skutki. Przeanalizujemy przepowiednię podaną przez samego Chrystusa w Ewangelii Mateusza 24,6-7. Zaczniemy od przyjrzenia się oceanom.
Oceany
Jeśli uwielbiacie ocean, odwiedźcie go niebawem i dobrze sobie zapamiętajcie, bo dogorywa. A kiedy wyda ostatnie tchnienie, zmieni się bezpowrotnie. W ciągu dwóch pokoleń nastanie epoka grzybów i glonów, ponieważ przy obecnym stopniu degeneracji tylko one w nim przetrwają. Ryby gonią już ostatkiem sił – pod wpływem silnych nacisków rynku gatunki na całym świecie wymierają. Jak dotąd wyginęło około 40 proc., a do 2045 roku mają zniknąć praktycznie wszystkie ryby. Ponadto tak bardzo zanieczyściliśmy wody morskie, że w ostatnim dziesięcioleciu liczba kilkuset martwych stref w oceanach podwoiła się.
Ale to nie wszystko. Bezprecedensowe wysokie temperatury morza i inne czynniki niszczą rafy koralowe (tzw. lasy tropikalne oceanów), a rosnące gwałtownie zakwaszenie wód sprawia, że ocean staje się coraz większym wrogiem bytujących w nim organizmów żywych. Poziom morza w ciągu ostatnich 130 lat podniósł się o 20 cm, a postęp tego procesu zagrozi z czasem przybrzeżnym miastom, wymuszając masowe migracje.
Roli ginących oceanów nie sposób przecenić. Przede wszystkim około miliarda ludzi, których karmi morze, będzie musiało walczyć o żywność pochodzenia lądowego. Dojdzie zapewne do masowego opuszczania wybrzeży umierających, coraz bardziej wrogich mórz i oceanów. Migracje tego typu zawsze zakłócają ład polityczny, a na terenach, gdzie w grę wchodzi przekraczanie granic państw, mogą doprowadzić do konfliktu międzynarodowego. Agonia mórz spowoduje głód, przesiedlenia, cierpienie i konflikt na dużą skalę.
Rolnictwo
Stopniowa utrata protein morskich wpływa dopingująco na system produkcji żywności pochodzenia lądowego, który i tak ma wystarczająco dużo własnych problemów. W skali świata rolnictwo eksploatuje górną warstwę gleby czterdzieści razy szybciej, niż trwa jej naturalna regeneracja. Co potem zostaje? Piach. Mato tego, przez chwasty i szkodniki plony w ciągu ostatniego półwiecza spadły mimo dziesięciokrotnego wzrostu zużycia pestycydów i stukrotnego herbicydów. Jednocześnie stosowanie nawozów sztucznych niszczy pożyteczne mikroorganizmy żyjące w glebie, gwałtownie przyśpieszając jej degradację i erozję. Wreszcie anomalia pogodowe zmniejszają plony na skutek zjawiska erozji glebowej, pojawiania się „nowych” chorób wśród roślin rosnących na wyższych szerokościach geograficznych, a także częstszych powodzi, susz i upałów.
W skali globalnej najwyraźniej zdolność produkcji żywności sięgnęła zenitu, tymczasem liczba ludności nie przestaje rosnąć Kiedy zapotrzebowanie na żywność przekracza jej zasoby, ceny idą w górę, a z tym nie pogodzi się 3,5 mld ludzi zarabiających maksimum 2,5 dolara dziennie. Wzrost cen żywności wywołuje polityczne rozchwianie. Źródeł wielu powstań, rewolucji i zamieszek podczas niedawnej Arabskiej Wiosny Ludów można się dopatrzeć we wzroście cen żywności, spowodowanym niekorzystnymi anomaliami pogodowymi. Efekty zmniejszenia produkcji żywności nietrudno przewidzieć: głód, migracje, znaczący wzrost przypadków niedożywienia i zachorowań, wojny domowe, konflikty międzypaństwowe.
Cierpienie na naszej planecie wzrosło już zauważalnie wskutek bardzo dobrze udokumentowanej, gwałtownie postępującej destabilizacji klimatu, skutku niewiele lepszego od wymienionych wcześniej. Szacuje się, że zmiany klimatyczne doprowadzą do eskalacji zaraz i chorób oraz coraz silniejszych nawałnic. Krótko mówiąc, zmiana klimatu burzy ład społeczny.
Co mówi Biblia?
To, że nasze społeczeństwa stają się coraz mniej stabilne i stawiają czoło bezprecedensowym, nawarstwiającym się zagrożeniom, daje dużo do myślenia. Koniec ludzkich społeczeństw należy jednak do kluczowych przesłań Jezusa, który jak czytamy w Ewangelii Mateusza, opisał następująco stan ziemi tuż przed swoim powtórnym przyjściem: „Bo usłyszycie wojny i wieści o wojnach. Patrzcież, abyście się nie trwożyli. Boć się to musi stać: ale jeszcze nie jest koniec. Albowiem powstanie naród przeciwko narodowi, i królestwo przeciwko królestwu: i będą mory i głody, i drżenia ziemie po miejscach”1. W tych dwóch wersetach zawarto mnóstwo informacji. Przeanalizujmy, co Jezus tu powiedział, i porównajmy to z naukowymi prognozami na temat konającej przyrody.
Bo usłyszycie wojny i wieści o wojnach. (…). Albowiem powstanie naród przeciwko narodowi, i królestwo przeciwko królestwu. Skutki ginącej przyrody powodują wojnę między narodami. Brak żywności i innych środków wprowadza polityczną destabilizację. Rządzący przyjmują więc postawę agresywną (aby prędko zdobyć potrzebne zasoby) lub obronną (aby chronić posiadane zasoby).
I będą mory. Jednym z przewidywanych efektów zmian klimatu jest eskalacja chorób i epidemii, na którą świat nie jest gotów, tym bardziej że wiele szkodników niszczących plony uodparnia się na stosowane obecnie pestycydy.
I głody. Apogeum globalnych możliwości produkcji pożywienia, ruina oceanicznych zasobów żywnościowych oraz słabe plony spowodowane zmianami klimatycznymi radykalnie zmniejszą ilość dostępnej żywności.
I drżenia ziemi po miejscach. Nie ulega wątpliwości, że występuje coraz więcej trzęsień ziemi, zwłaszcza o sile co najmniej trzech stopni w skali Richtera. Winę za ten wzrost ponoszą, przynajmniej częściowo, przemysł naftowy i gazowniczy.
Zbieżność między tym, co czeka ziemię w czasach końca według Chrystusa, a tym, co nastąpi w niedalekiej przyszłości według przewidywań naukowców, jest wyraźna, co prowadzi do logicznego wniosku, że proroctwo wypełnia się na naszych oczach.
Co ciekawe, wielu czołowych myślicieli i analityków, którzy zajmują się globalnymi problemami i kryzysami, pochodzi z „chrześcijańskich” społeczeństw, które uznają, że Jezus istnieje i wkrótce o wyznaczonym czasie powróci. Ze względu na uwarunkowania kulturowe „wiedzą” oni o Chrystusie i proroctwach zapowiadających Jego powtórne przyjście. Mimo to najwyraźniej brak poważnej dyskusji, która by obecny szereg nawarstwiających się kryzysów wiązała ze stanem świata tuż przed powrotem naszego Pana. Innymi słowy, czołowi myśliciele i analitycy nie rozumieją, co wiedzą, i niestety nie łączą agonii świata ze zbliżającym się powrotem Chrystusa.
Kiedy Jezus przyszedł na ziemię po raz pierwszy, wypełnił proroctwa z perspektywy czasu jasne i wyraźne. A jednak choć dotyczące tamtego wydarzenia proroctwa były znane ówczesnym czołowym myślicielom, prawie nikt nie spodziewał się, że Chrystus przyjdzie o takim czasie, w takim miejscu i w taki sposób. Biblia mówi, że powtórne przyjście naszego Pana też będzie zaskoczeniem, przynajmniej dla tych, którzy nie wypatrują znaków paruzji2. Dlatego Biblia zaleca nam czuwanie3. Na podstawie obserwacji obecnego i przewidywanego losu świata nasuwa się wniosek, że właśnie teraz, bardziej niż kiedykolwiek przedtem, nadeszła pora czuwania. To także pora nawiązania osobistej więzi z Chrystusem, bo gdy nastąpi moment decyzji, kto ma ocaleć, a kto nie, będzie się liczyć nie to, co się wie o zbawieniu, tylko czy się zna Zbawiciela.
Scott Christlansen