Dlaczego zdecydowałam się na edukację domową, czyli o motywacji oraz o tym, jak wygląda nasz zwyczajny dzień.
Motywacja jest bardzo istotna. Może mieć charakter pozytywny — jakie widzimy korzyści, jakie cele chcemy osiągnąć, i negatywny — czego chcemy uniknąć. Motywacja, która nami kieruje, będzie miała znaczący wpływ na to, jakie będziemy mieli nastawienie do edukacji naszego dziecka. Warto zaznaczyć, że pojęcie edukacja domowa może być nieco mylące, ponieważ tak naprawdę jest to edukacja pozaszkolna. Odbywa się nie tylko w domu, ale w różnych miejscach poza obrębem budynku szkolnego, szkolnej sali i ławki.
Swoją motywację podzieliłam na cztery kategorie. Pierwsza jest związana ze światopoglądem, druga kategoria to tematy związane z relacjami, następnie — edukacja i wreszcie — komfort życia.
Początek, czyli zmiana myślenia
Pamiętam, jak usłyszałam o edukacji domowej od mojego męża, który zainicjował ten temat w naszej rodzinie. Wtedy pomyślałam, że to niesamowicie ciekawe, jednak była to dla mnie abstrakcja — nie wyobrażałam sobie, jak można się tak „poświęcić”, zrezygnować ze wszystkiego, pracy i kariery, aby być cały czas w domu z dziećmi i uczyć je samodzielnie. Wtedy bardzo lubiłam swoją pracę, realizowałam się w niej, sprawiała mi ogromną przyjemność. I kiedy słyszałam o kobietach, które z tego rezygnują i tak się „poświęcają” dla rodziny, to było dla mnie zadziwiające. Jednak gdy byłam w ciąży, a później przyszły na świat moje dzieci, wówczas zaczęłam zgłębiać ten temat. Analizowałam również, co jest dzieciom potrzebne do rozwoju i zrozumiałam, że dobro dziecka jest dla mnie niezwykle ważne i zależy mi, aby dać moim dzieciom to, co najlepsze. Wówczas moje podejście się zmieniło i przestałam postrzegać edukację domową jako ogromne poświęcenie, a swoje życie zawodowe jako źródło tak wielkiego szczęścia. Moje priorytety i zainteresowania w życiu uległy zmianie.
Światopogląd
Światopogląd i przekonania religijne są dla mnie niezwykle istotne. Bardzo zależy mi, aby móc dzieciom je przekazać. Wartości są przekazywane nawet nieświadomie. To nie jest coś, co wtłaczamy w dzieci jako wiedzę. Jest to przez człowieka przyswajane naturalnie jak powietrze, którym oddychamy. Pamiętam, gdy pewnego dnia czytałam Pismo Święte, natknęłam się na tekst, który otworzył moje oczy na głębię wychowania dzieci w wierze w Boga: „Słuchaj, Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie! Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej. Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając. Przywiążesz je jako znak do swojej ręki i będą jako przepaska między twoimi oczyma. Wypiszesz je też na odrzwiach twojego domu i na twoich bramach”1.
Zrozumiałam, że aby przekazać dzieciom miłość do Boga, nie wystarczy rozmowa czy nabożeństwo raz w tygodniu, tylko należy postawić Boga na pierwszym miejscu w życiu w taki praktyczny, realny sposób. A będąc z moimi dziećmi całe dnie, mam możliwość przekazywania im tych wartości nie tylko mówiąc o nich, ale również poprzez sposób, w jaki funkcjonujemy, w jaki budujemy nasze relacje.
W naszym życiu fundamentalnymi wartościami są prawdy biblijne. Gdy dzieci idą do szkoły czy przedszkola, jak powietrze wchłaniają to, co tam jest. Dzieciom mogą zostać przekazane całkiem inne wartości od naszych i nie mamy na to wpływu. Nie chciałam takiej sytuacji, aby nie mieć wpływu na to, co jest przekazywane do umysłów i serc moich dzieci na tym początkowym etapie ich rozwoju. Gdy byłam kiedyś na placu zabaw z moimi dziećmi, była tam również grupa dzieci wczesnoszkolnych z opiekunami. Jedna z wychowawczyń pilnująca dzieci paliła papierosa. Pamiętam, jak mną to wstrząsnęło, gdy pomyślałam, że taka osoba mogłaby być wzorem dla moich dzieci, że przebywając z nią, być może chciałyby ją naśladować. Nauczyciel jest przecież wzorem dla dzieci, modeluje pewne postawy, one chcą wielokrotnie powielać to, co widzą u ważnych dla siebie osób, naśladują je. A zatem to ja chcę być osobą modelującą postawy i zachowania; nie chcę, aby ktoś obcy miał tak kluczowy wpływ na moje dzieci. Oczywiście mam również świadomość swojej niedoskonałości, popełniam błędy, ale wówczas za nie odpowiadam, mogę się do nich odnieść, naprawić, wyjaśnić.
Ta pierwsza kategoria motywacyjna, czyli światopogląd, stanowi podwaliny dla wszystkich pozostałych zagadnień.
Relacje
Bardzo istotne jest otwarcie się na prawdę, że edukacja to przede wszystkim relacja. I z tej perspektywy wszyscy rodzice prowadzą edukację domową swoich dzieci od ich narodzin. Wtedy już przekazujemy im pewne wartości. Edukacja odbywa się w naturalny sposób. I jeśli w taki sposób podejdziemy do edukacji, wówczas zrozumiemy, że edukacja nie zaczyna się w wieku szkolnym. Biorąc pod uwagę fakt, że edukacja to relacja, dla mnie bardzo ważne jest to, że możemy z dziećmi spędzać dużo czasu razem, m.in. wspólnie przygotowywać posiłki i je spożywać. Wspólne spożywanie posiłków ma ogromne znaczenie dla ugruntowania tożsamości dziecka, jego zakorzenienia w rodzinie. Jest to też czas uczenia się współpracy, wspólnych rozmów, gdy poruszamy różne zagadnienia związane ze światopoglądem, wymieniamy myśli dotyczące różnych wydarzeń w otaczającym nas świecie. Możemy też uczyć dzieci krytycznego myślenia, obserwowania rzeczywistości — mamy na to czas, bez pośpiechu, bez stresu budując relację. Pamiętam, jak pewnego dnia moja córka, wówczas siedmioletnia, zrelacjonowała mi, że jakiś czas wcześniej usłyszała od ważnej dla siebie osoby, że życie jest od tego, aby spróbować wszystkiego. I skomentowała to, że nie uważa tego za prawdę, bo nie wszystko jest dobre i nie warto wszystkiego próbować. Byłam wtedy pod wrażeniem, mogłam już zobaczyć owoc naszych rozmów, kiedy tak małe dziecko jest w stanie krytycznie ocenić wypowiedź bliskiej osoby i się z nią nie zgodzić. Tego typu sytuacje motywują mnie, aby wciąż prowadzić edukację domową.
Kolejna niezwykle ważna sprawa z kategorii relacje to bezpieczeństwo emocjonalne dziecka. Dom jest naturalnym środowiskiem, w którym dziecko czuje się bezpiecznie. Ma możliwość reagowania w sposób, który w danym momencie jest mu potrzebny. Ma świadomość, że jest otoczone bezwarunkową miłością, pełną akceptacją, troską. Bardzo duże znaczenie ma dla mnie to, że mogę moim dzieciom zapewnić takie właśnie bezpieczeństwo. Dzieci mają moją pełną uwagę jako najważniejszego opiekuna. Gdy dzieci przebywają w żłobku czy przedszkolu, są w grupie rówieśniczej, która ma takie same potrzeby — potrzebę uwagi, bycia w centrum — i wówczas dzieci muszą ze sobą rywalizować, każde z nich potrzebuje zabiegać o uwagę opiekuna, co generuje u dzieci duży stres. W domu natomiast mają poczucie bezpieczeństwa, gdy jestem dostępna fizycznie i emocjonalnie niemal bezustannie. Dzieci mierzą się z różnymi wyzwaniami emocjonalnymi, dochodzi do spięć, konfliktów, frustracji i mogą przyjść ze swoimi emocjami do mnie. Gdy moje dzieci są dłużej poza domem, wówczas potrzebują to odreagować, bo trudne emocje się w nich kumulują, jeśli tych spraw na bieżąco nie rozwiązujemy i nie rozładowujemy. Zatem będąc ze mną w domu, regulują swoje napięcia na bieżąco, nie muszą ich trzymać w sobie, tłumić, gromadzić.
I tu kolejna ważna sprawa — gdy dzieci są przekazywane do żłobka czy przedszkola, następuje moment separacji z najważniejszą dla nich osobą, rodzicem, i stanowi to dla nich bardzo bolesny czas. Niezmiernie cieszę się, że mogłam oszczędzić dzieciom i sobie tego bólu rozstania, stresu, strachu i smutku wynikającego z separacji na etapie, na którym dziecko nie jest na to jeszcze emocjonalnie gotowe.
Wiele lat temu wspólnie z mężem uczestniczyliśmy w wykładzie znanego psychologa dr. Gordona Neufelda, współautora książki pt. Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów. Przytoczył on wówczas pewien przykład, który bardzo do mnie przemówił. Porównał dziecko do małej roślinki. O małą roślinkę zasadzoną w glebie dbamy, otaczamy ją troską, aby warunki były dla niej bezpieczne. I my jako rodzice możemy naszym dzieciom zapewnić glebę tego bezpieczeństwa. Natomiast gdy dziecko jest odrywane z domu, to tak jakby wyrwać tę roślinkę z tej gleby, przesadzić w inne miejsce i oczekiwać, że nadal jej wzrost i rozwój będzie niezakłócony, a dodatkowo jeszcze oczekiwać od razu owoców. Ten obraz upewnił mnie w tym, że chcę zapewnić dzieciom to bezpieczeństwo w domu rodzinnym, które jest im niezbędne, aby pewnego dnia, w odpowiednim czasie, mogły one rozkwitnąć i wydać owoc. Przebywanie w domu rodzinnym jest tym, co chciałam dać dzieciom od początku, nie zaś rozstania, separację, wyrywanie z bezpiecznej przestrzeni.
Kolejnym ważnym elementem więzi jest to, że dzieci chcą czuć się potrzebne, choć swoim zachowaniem mogą nam tego nie pokazywać. Zatem jeśli my angażujemy dzieci w życie rodzinne, obowiązki, dajemy im zadania do wykonania, to zapewniamy im zaspokojenie tej ważnej potrzeby. Rodzina może funkcjonować jak zgrany mechanizm czy zgrane przedsiębiorstwo, gdzie każdy zna swoją rolę, odpowiedzialność i wie, że ma wpływ na ogólne dobro rodzinnej wspólnoty.
O szkole można powiedzieć, że jest swego rodzaju sztucznym tworem. Czy kiedykolwiek w naszym życiu znajdujemy się w grupie ludzi, gdzie wszyscy są w tym samym wieku? Oczywiście nie. Ani rodzina, ani sąsiedztwo ani życie zawodowe nie ogranicza się do ludzi w jednym wieku. Wobec tego klasa szkolna nie jest naturalnym środowiskiem. A zatem również tu widzę korzyść, że dzieci, ucząc się poza szkołą, mogą przebywać w bardziej naturalnym środowisku, odzwierciedlającym prawdziwe życie, i tu uczyć się budowania relacji, współpracy i innych ważnych umiejętności niezbędnych w codziennym życiu.
W kategorii relacje kolejnym ważnym elementem są spokojne poranki. Znając siebie, wiem również, jak ogromnym byłoby dla mnie wyzwaniem, aby zachować spokój, czułość i cierpliwość wobec dzieci, gdybym codziennie rano musiała się spieszyć. Wydaje się to niemal nieosiągalne. Zatem spokojne poranki, bez pośpiechu, nerwowości, stresu są tym, co wciąż bardzo mnie motywuje do kontynuowania edukacji domowej. Poranki są dla mnie bardzo ważną częścią dnia, ponieważ chcę, abyśmy codziennie mogli zaprosić Pana Boga do naszego dnia, pobyć ze sobą, rozważać Słowo Boże, dzielić się swoimi spostrzeżeniami, wdzięcznością, modlić się o siebie nawzajem. To, w jaki sposób otworzymy dzień, będzie miało duży wpływ na to, jak ten dzień będzie przebiegał. Tempo poranka możemy dostosować do tego, jaki mamy nastrój, w jakiej jesteśmy kondycji fizycznej, psychicznej. Mamy dużą swobodę, co jest bardzo cenne.
Małgorzata Trzeciak-Widz
1 Pwt 6,4-9.