Gdy dobry człowiek ulegnie złu pod wpływem manipulacji lub groźby, to złamała go tzw. konieczność życiowa czy bezradnego porwał owczy pęd? I co go usprawiedliwia?
Film Christiana Duguaya Hitler. Narodziny zła rozpoczyna i kończy cytat Edwarda Burke: „Dla triumfu zła wystarczy, by dobry człowiek pozostał bezczynny”1. Obraz ukazuje najważniejsze epizody z życia Adolfa Hitlera, które ukształtowały jego psychikę i uczyniły jednym z najbardziej charyzmatycznych przywódców wszech czasów. Uczyniły go przywódcą potrafiącym porwać masy i zafascynować jednostki. Skądinąd dobrych ludzi. Takich, co to chcieli tylko stabilnego państwa, pokoju, życia we względnym dobrobycie.
Jedną z bohaterek filmu jest Amerykanka Helene Hanfstaengl, żona wpływowego i bogatego polityka. To młode małżeństwo właśnie wróciło ze Stanów Zjednoczonych i pragnie ułożyć swe życie w Niemczech. Sytuacja polityczna kraju jest bardzo niespokojna, trwa kryzys, wysoka inflacja pożera ostatnie dochody ubożejącego społeczeństwa. Ludzie są rozgoryczeni i upokorzeni kontrybucjami wojennymi, jakie zostały nałożone na Niemcy przez traktat wersalski. Hitler ze swoimi demagogicznymi przemowami łatwo wskazuje winnych — Żydów. A ludzie łatwo mu wierzą. Ulega mu nawet pan Hanfstaengl, rozdarty między troską o rodzinę a nieufnością dla wzrastającego w siłę Fűrera. Czyni tak najwyraźniej ze strachu. Widzi, że żaden opór nie zda się już na nic. Stanie się takim oportunistą, że zachęci do udziału w kampanii promocyjnej wodza Trzeciej Rzeszy swą żonę. I uda ślepego, gdy ten otwarcie będzie ją uwodził. Po nieudanym zamachu stanu Hitler przeżywa załamanie nerwowe. Helene ratuje go od samobójczej śmierci, odsuwając mu od skroni lufę rewolweru. Wydaje się, że robi to ze zwykłej litości. Początkowo niechętna kontaktom z tym niepokojącym człowiekiem, stopniowo ulega jego czarowi i staje się zadeklarowaną zwolenniczką faszyzmu. Jej mąż odwrotnie — wyzbywa się złudzeń. W końcu udaje się mu uciec do Anglii i uzyskać azyl polityczny. Bez żony. W jednej z ostatnich scen zaślepiona kobieta stoi w tłumie innych Niemców i tak jak oni pozdrawia swego wodza wyciągniętą w górę ręką. Końcowe napisy filmu informują, że któregoś dnia i ona rozczaruje się ideologią nazistów, po czym wróci do USA.
Nie wszyscy Niemcy pozwolili się tak omamić. Film ukazuje historię dziennikarza Gerlicha i jego żony, którzy stawili czynny opór nazistom. Takich ludzi było wielu — wystarczy wspomnieć inny dramat filmowy Sophie Scholl, ukazujący powstanie niemieckiej organizacji studenckiej „Biała róża”, która obrała sobie za cel obalenie Trzeciej Rzeszy. Mimo ogromnego poświęcenia większość z tych odważnych, młodych ludzi zginęła. Byli niewiele znaczącą mniejszością zmiażdżoną przez bezlitosną machinę zła. Przynajmniej jednak zrobili coś, by się jej przeciwstawić.
Oszukani na własne życzenie
Co sprawia, że dobrzy — zdawałoby się — ludzie milczą, kiedy należy głośno powiedzieć „nie”? Co było przyczyną takiej moralnej inercji, jaka pojawiła się w narodzie niemieckim przed rokiem 1945? Czy zło można w ogóle wytłumaczyć? Ktoś powiedział, że rozumując racjonalnie — można. Ale wtedy należałoby je również usprawiedliwić. Dlatego lepiej wyciągać wnioski i zapobiegać. Być w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu i po dobrej stronie. Co czuła i co myślała Helene, gdy dowiedziała się o pięciu milionach ofiar nazizmu? Kobiet, mężczyzn, dzieci, które straciły życie, i to w niesłychanie okrutny sposób, tylko dlatego że stały się obiektem chorej nienawiści jednego człowieka. Czy żałowała, że powstrzymała Hitlera od strzału w skroń? Nie chodzi o to, że ratując go, postąpiła źle. Ona za namową męża pojawiła się w nieodpowiedniej chwili i w nieodpowiednim miejscu — u boku wcielonego demona zła. Zmanipulowanie jej umysłu było tylko kwestią czasu.
Choć w każdym stadium zaangażowania w zło Bóg może nam dać siłę do modlitwy o ratunek i wysłucha jej (przykładem niechaj będzie historia Samsona), jednak co może zrobić, gdy nie chcemy się modlić? On szanuje naszą wolną wolę, do niczego nie zmusza. Duch Święty apeluje do umysłu dopóty, dopóki sami na własne życzenie nie ogłuchniemy na Jego głos. A czynimy tak z różnych powodów. Psycholog Tomasz Stawiszyński pisze: „W Notatkach z podziemia Dostojewski bezlitośnie pokazuje, do jakich wyrzeczeń jesteśmy gotowi, byle tylko nie skonfrontować się z prawdą o nas samych. Ludzie tak naprawdę wcale nie chcą poznać siebie. Wręcz przeciwnie — zrobią wszystko, byleby tylko móc spokojnie pogrążać się w licznych mistyfikacjach i mitach na swój temat. Oczywiście ta niewiedza jest przede wszystkim wygodniejsza — pozwala na bieżąco usprawiedliwiać najgorsze okrucieństwa, oszustwa i niegodziwości. Żeby ich zakosztować, wystarczy obejrzeć pierwsze z brzegu wydanie wiadomości telewizyjnych — bombardowania i masakry, w których giną tysiące ludzi, a komentujący, dobrze odżywiony facet w garniturze, przekonuje z kamienną twarzą, iż stawką w tej grze jest obrona demokracji, podczas gdy wszyscy doskonale wiedzą, że chodzi wyłącznie o pieniądze. I może właśnie dlatego — mimo gigantycznych postępów we wszystkich dziedzinach nauki — psychologia jest ciągle podzielona, ciągle nie dysponuje żadną spójną metodologią, ciągle wstrząsają nią niekończące się kłótnie i spory. Jak bowiem mamy stworzyć prawdziwą naukę o człowieku — nie o mózgu, osobowości, zachowaniu i innych abstrakcjach, tylko o człowieku — skoro niczego tak bardzo się nie boimy, jak właśnie prawdy o nas samych?”2.
Oportuniści z wyboru
Co do wielkości Hitlera zdania są podzielone. Niektórzy historycy widzą go jako miernego oratora, którego karierę nakręcił tak naprawdę jego minister propagandy Goebbels. I podkreślają winę samego społeczeństwa niemieckiego, w którego wypaczone „gusty” naziści trafili z iście mistrzowską precyzją. To społeczeństwo szukało kozła ofiarnego za swe własne niepowodzenia i go znalazło — Żydów, zręcznie im podsuniętych przez niewysokiego, znerwicowanego paranoika. Żaden głos rozsądku nie był w stanie powstrzymać ich chorej nadziei, że oto „Gott mit uns”!
Jest to pewien rechot historii. Dwa tysiące lat temu bowiem sam naród żydowski domagał się śmierci jednego człowieka, krzycząc przed Piłatem: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!”3. Gdy rzymski urzędnik umył ręce od odpowiedzialności za tę egzekucję, z tłumu uniosły się głosy: „Krew jego na nas i na dzieci nasze!”4. A żydowscy przywódcy usprawiedliwiali się pozornie logicznym założeniem: „Lepiej jest dla nas, by jeden człowiek umarł za lud, niż żeby wszystek ten lud zginął”5. Nie rozumieli, że to właśnie Jezus, zapowiedziany przed wiekami Mesjasz — Odkupiciel, a zarazem niewinna ofiara ich spaczonego myślenia, był jedynym rozwiązaniem wszelkich problemów. Nie wszyscy członkowie Sanhedrynu byli tak ślepi. Niektórzy z nich właściwie odczytali słowa, dzieła i posłannictwo Jezusa. Ich głos zanikł jednak pośród argumentacji lękliwych przywódców. Czego się bali? Tego, że ten ubogi cieśla nauczał jako „moc mający”, a prosty lud Go słuchał; że punktował ich grzechy oraz obalał zasadność ich wypaczonych nauk. Jednym słowem, objawił całe ich zakłamanie i wzywał do duchowej reformy. Na dodatek jako przyczynę upadku państwowości żydowskiej podawał odejście od prawa Bożego, a nie okupujących kraj Rzymian. Lęk przed utratą pozycji społecznej, przed odarciem z moralnego autorytetu nauczycieli ludu, przed obaleniem ustalonego przez nich status quo doprowadził do sytuacji, w której kapłani Boga Najwyższego walczyli z samym Jahwe.
Ale przecież przywódcy żydowscy byli tylko mniejszą częścią narodu! Dlaczego ten, będąc świadkiem Jezusowych cudów, pozwolił się zwieść, zastraszyć? Patrząc biernie na krzyżowanego Zbawiciela, dziwił się:
— Innych ratował, dlaczego sam siebie nie ratuje?
— Dobry był z niego człowiek, ale nie musiał tak publicznie atakować naszych przywódców. To też ludzie, trzeba być wyrozumiałym.
— Ależ oczywiście, jesteśmy bardzo wdzięczni za uleczenie syna, lecz kapłani zagrozili, że wyłączą z synagogi każdego, kto pójdzie za nim! I gdzie się podziejemy, jeśli zabiorą nam całą ojcowiznę?
— Przecież nikt znaczny za nim się nie opowiedział, tylko sam motłoch!
— Twarda to mowa, którą głosił! Któż to może pojąć? Może i miał rację w wielu sprawach, ale był zbyt radykalny.
— A myśmy myśleli, że on wyzwoli Izraela…
Pod krzyżem zostało tylko pięć osób, w tym cztery kobiety. Gdzie była reszta? Ci wszyscy uleczeni z chorób, uwolnieni od demonów, wzbudzeni z martwych.. Największa dziejowa niesprawiedliwość dokonała się za milczącą zgodą większości!
Gdy rozum śpi
Śmierć Jezusa była zaplanowanym i zapowiedzianym od wieków wydarzeniem, kulminacyjnym punktem Bożego planu zbawienia. „Wprawdzie zgorszenia muszą przyjść, lecz biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi”6. Z tych słów wynika, że naród żydowski i jego przywódcy nie musieli dać zgody na egzekucję Jezusa. Nie zostali powołani do takiej roli. Gdyby tak było, można by ich wytłumaczyć i uniewinnić. Bóg, który zna koniec na początku, przewidział tylko tę smutną prawdę, że „do swojej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli”7. „Jeruzalem Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy do ciebie byli posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście”8 — stwierdził z bólem Jezus.
Izraelici z I wieku n.e. — dobrzy ludzie, którzy oddawali dziesięcinę z mięty i kopru, a nie chcieli znać prawdy o duchowej chorobie swego umysłu. Kamienując Szczepana, zatykali sobie uszy, gdy ten do końca głosił im prawdy Boże. Mieli się za wolnych ludzi, a dali się usidlić największemu wrogowi ludzkości. Pielęgnujący patriotyzm i dumę narodu wybranego, a przechodzący mimo rannego człowieka leżącego na poboczu drogi.
A my — Polacy, Ślązacy czy Kaszubi; katolicy, protestanci czy prawosławni? Jak bardzo dobrzy i wolni od wszelkiej manipulacji jesteśmy? I jaką miarą to mierzymy? Czy na pewno nie zatykamy uszu na jakiś mądry, cichy głos, bo wolimy dać posłuch pieniaczom, za którymi podążają masy?
Edward Burke głosił, że człowiek jest istotą rozumną, lecz rozumowi nie można bezwzględnie ufać. Człowiekiem targają żądze i namiętności, które generowane są przez sprzeczne interesy. Owe interesy zderzają się ze sobą i wywołują liczne napięcia. Dlatego — uważał — naturę ludzką należy oceniać negatywnie. Słowo Boże mówi zaś, że te niedomagania naszego umysłu wyleczyć może tylko Chrystus: „Jeśli więc was Syn wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie”9.
Beata Frańczak
1 Edward Burke — irlandzki filozof i polityk żyjący w XVII wieku. 2 Tomasz Stawiszyński, „Newsweek”, dodatek „Kobieta” 31.07.2011. 3 Łk 23,21. 4 Mt 27,25. 5 J 11,50. 6 Mt 18,7. 7 J 1,11. 8 Mt 23,37. 9 J 8,36.
Artykuł pochodzi z czasopisma „Znaki Czasu”. Zamów prenumeratę!