Po książkę Williama Younga „Chata” sięgnąłem z podwójnym zainteresowaniem. Po pierwsze co najmniej pięciu z moich najbliższych znajomych zachęcało mnie do tego bardzo konsekwentnie, a po drugie – fabuła książki była mi w pewnym sensie dość bliska.
Najmłodsza córka Mackenziego Philipsa, Missy, została porwana na rodzinnych wakacjach. Wszystkie ślady prowadzą do opustoszałej chaty i wskazują jednoznacznie, że została brutalnie zamordowana. Po czterech latach od tych ponurych wydarzeń, tonący w tzw. Wielkim Smutku Mackenzie dostaje tajemniczy list. Autor – podpisane: Tata – zaprasza go na weekend do tej właśnie Chaty. Na przekór ludzkiej logice – w konfrontacji z osobistym koszmarem – bohater przyjmuje zaproszenie.
Zanim poświęcimy uwagę książce, zatrzymajmy się na chwilę przy autorze. William Paul Young, z pochodzenia Kanadyjczyk, był synem chrześcijańskich misjonarzy. Dzieciństwo spędził wśród jednego z plemion w Papui Nowej Gwinei, gdzie niestety został wykorzystany seksualnie przez ludzi, do których przemawiali jego rodzice. Po powrocie do kraju uczęszczał do chrześcijańskiej szkoły, która jednak nie pomogła mu w utrzymaniu już i tak nadwyrężonych relacji z Bogiem. Utrzymując przeszłe, przykre wydarzenia w tajemnicy i rozwijając żal i rozczarowanie Bogiem, Young nieświadomie, powoli budował swoją Chatę. Relacje z Bogiem – o ile można je tak nazwać – były dość chwiejne, co doprowadziło do wielu rozczarowań i – w konsekwencji – do zdrady której Young dopuścił się z najlepszą przyjaciółką swojej żony Kim. Mając do wyboru samobójstwo lub całkowite poddanie się Bogu i proszenie żony o wybaczenie – wybrał to drugie.
William Young formalnie nie jest członkiem żadnego kościoła. Jak sam mówił Susan Olasky w wywiadzie dla World Magazine’s: „(The institutional church) doesn’t work for those of us who are hurt and those of us who are damaged. . . . If God is a loving God and there’s grace in this world and it doesn’t work for those of us who didn’t get dealt a very good hand in the deck, then why are we doing this? . . . Legalism within Christian or religious circles doesn’t work very well for people who are good at it. And I wasn’t very good at it.”[6]
„ (Kościół jako instytucja) nie pomaga tym z nas, którzy są zranieni i mocno poturbowani przez życie. Jeśli Bóg jest Bogiem miłości a na tym świecie można doświadczyć łaski, to nie pomaga on (kościół) tym z nas, którzy nie są stabilni w swojej religijności. Rodzi się zatem pytanie – po co to w ogóle robimy? Legalizm wewnątrz chrześcijańskich religijnych zagadnień nie współdziała dobrze dla tych, którzy wcale nie są dobrzy. A ja wcale nie jestem dobrym człowiekiem…”
Interesująca jest historia powstania I publikacji powieści. W założeniu miała być ona pozycją, która pomogłaby dzieciom Younga (a wspomnijmy że posiada ich sześcioro) w budowaniu swoich relacji z Bogiem. Jej pierwsza wersja powstała w 15 kopiach i otrzymało ją najbliższe otoczenie pisarza. Zachęcony jednak postawą dwóch z nich, którzy zachęcali go do szerszej publikacji, Young nieco zmienił manuskrypt i postanowił znaleźć wydawcę. Niestety wydawnictwa chrześcijańskie uznawały książkę za zbyt świecką, a świeckie – zbyt religijną. Odmówiło 26 wydawnictw. We współpracy z zaprzyjaźnionym pastorem oraz przyjacielem Bradem Cummingsem (nieformalnym pierwszym wydawcą książki), Young przez kolejne 16 mcy pracował nad ostateczną wersja powieści. W rok po pierwszym wydaniu przez specjalnie „powołane” do tego celu wydawnictwo i garażową sprzedaż, „Chata” sprzedałą się w 5 milionach egzemplarzy. Do dzisiaj w ponad 6 milionach. Nie cyfry jednak powinny nas przekonywać; historia wydawnictw książkowych zna bardziej fenomenalne przykłady publikacji. Co jest więc szczególnego w tej książce?
Zatem książka powstała w wyniku doświadczeń autora obracających się wokół głębokiego rozczarowania Bogiem. To już stawia ją jako wyjątkową pozycję wśród tych książek o cierpieniu, które budowane są na ciągle tak samo interpretowanych wersetach biblijnych co wszystkie podobne tematowi cierpienia pozycje. Young nie boi się zadać ustami bohatera pytania „ gdzie jest Bóg kiedy cierpimy z powodu utraty najbliższych nam ludzi w tak dramatycznych okolicznościach?”. Co więcej pytanie pojawia się w książce nie tylko jeden raz – bohater nie daje się przekonać zbyt szybko.
Powieść jest niezwykle bogata w duchowe obrazy. Dla mniej wymagającego czytelnika to może być problem bo wymaga większej gimnastyki intelektualnej. Warto wspomnieć, że wydawca już odsprzedał Hollywood prawa do stworzenia scenariusza na podstawie którego powstanie film; zatem warto te szczegółowe, wymagające opisy jednak zapamiętać, bo z pewnością w filmowej, Hollywoodzkiej, adaptacji ich zabraknie. Więc sytuację ratuje jednak niezwykle prosty i bezpośredni język jakim posługuje się autor. Bardzo szybko dostrzegamy obraz Makenziego jako typowego, współczesnego chrześcijanina, trochę cynika, traktującego wiarę z przymrużeniem oka.
„Chata” pomaga spojrzeć na teologię w bardzo wiarygodny jak na beletrystyczną powieść sposób. Dość odważne wydają się jednak opisy rosłej Taty, przygotowującej dla wszystkich jajecznice na bekonie, oraz dziwnego lecz pięknego świata równoległego – więcej napisac nie mogę. Jednak powieść beletrystyczna rządzi się swoimi prawami zatem poprawnośći i zasadność teologiczna nie jest tutaj najważniejsza – choć przyznam, męczył mnie chwilami jej brak. Liczy się meritum; sendem sprawy jest namalowany przez Younga obraz Boga wychodzącego do człowieka w jego najciemniejszej dolinie. Co więcej, bardzo wyrażnie umiejscawia on Boga w naszych cierpieniach jako istotę, która jest z nami do samego końca i dłużej ( o tym braku zasadności teologicznej wspomniałem). Bardzo przekonujący jest proces pojednania z Bogiem wynikający z przebaczenia naszym winowajcom.
Pomimo dramatu przez który przechodzimy wraz z Mack’em, nie można pozbyć się wrażenia, że za chwilę wszystko się dobrze skończy. Ta świadomość oddaje ducha optymizmu w jakim wydaje się być pisana książka. Pokazany tam Bóg jest cierpliwy, radosny i łagodny. Nie narzuca nam swoich racji lecz spokojnie czeka aż sami znajdziemy odpowiedź w szkicowanych przed nami obrazach. Ta konfrontacja łagodnego Boga z dramatem głównego bohatera to ciekawa i – wbrew pozorom – napełniająca nadzieją wiarygodna droga mogąca prowadzić do pojednania z Bogiem. Niestety, jak to często bywa w przypadku takich robiących furorę książek, po jakimś czasie przekonujemy się że ta historia to tylko fikcja. I tak jak prawdą jest, że każdy w życiu ma swoją Chatę, tak prawdą jest także to, że nie zawsze znajdujemy w skrzynce list od Taty.
Ja nie przestaje do niej zaglądać.