Teorii na temat końca świata jest bez liku. Naukowcy nie zastanawiają się już, czy on nastąpi, ale kiedy się to stanie.
Gwizdek, rolka papieru toaletowego, dwie świece, zapałki, szpilki, pióro, nóż, trochę gotówki, pięć metrów mocnego sznurka, plastikowa miseczka z pokrywą, butelka wody, wodoszczelne opakowanie biszkoptów — to niezbędnik każdego Japończyka zapakowany w plecaczek i na stałe umieszczony przy drzwiach wyjściowych lub w sypialni przy oknie. Standard w kraju, gdzie rocznie odczuwa się około tysiąca wstrząsów sejsmicznych. Niektórzy — jak preppersi — budują tzw. kokony przetrwania. Mięso, które może przeleżeć w ziemi 30 lat; woda, która przetrwa dwie dekady; baterie słoneczne; własnoręcznie wykuwane sztylety i wiedza o tym, jak przeżyć noc na dwudziestostopniowym mrozie. Ludzie ci przewidują, że mogą być huragany, powodzie, opady śniegu, krach na rynku, ekonomiczna zapaść, głód. Gromadzą jedzenie, wodę, opatrunki, broń.
Ale czy w ogóle istnieje jakikolwiek niezbędnik na czas końca? Tak, jest taki jeden. Jeden jedyny — Biblia. Tylko kogo ona dziś interesuje… A przecież już w jej pierwszej księdze, Księdze Rodzaju, mamy opis pierwszego preppersa — Noego!
Pierwszy preppers na świecie
Wyobraź sobie, że siedzisz wygodnie w cieniu drzewa. Przed tobą, jak okiem sięgnąć, rozległy teren nizinny, nie widać żadnej większej rzeki ani jeziora. Tylko niedaleko przepływa mały strumyk, z którego co rano czerpiesz krystaliczną wodę do picia. U góry niebo bez jednej chmurki, promienie słońca smagają twoją twarz, jest ci błogo i miło. Aż tu nagle twój sąsiad zaczyna mówić o jakiejś wielkiej wodzie, deszczu, potopie, o karze Boskiej i wreszcie o… końcu świata. Do tego zaczyna budować dziwaczny obiekt, w którym ponoć można się uratować z nadchodzącego kataklizmu. „Sąsiedzie, masz już swoje lata, daj spokój z takimi żartami! Co cię obchodzi nasze życie? Odczep się i zajmij lepiej swoją rodziną, a nam daj spokój! Ludzie, popatrzcie, do czego prowadzi ta cała wiara w Boga! Ten człowiek traci zdolność racjonalnego myślenia, głupieje na starość! Stary, wyluzuj trochę! Noe, nie rób obciachu rodzinie!”.
Noe to postać niezwykła. Człowiek, który uwierzył Bogu, choć nic nie zwiastowało nadejścia potopu. Dla współczesnych mu ludzi potop, a nawet sam deszcz wydawały się niemożliwe. W tych czasach jedynie rosa zwilżała ziemię. „Noe, człowiek prawy, wyróżniał się nieskazitelnością wśród współczesnych sobie ludzi; w przyjaźni z Bogiem żył Noe”1. Słowo przyjaźń pochodzi od dwóch członów — „przy” i „ja”. Przyjaciel to ktoś, kto jest przy mnie zawsze. Noe był przyjacielem samego Boga. Było to tym bardziej wyjątkowe, że w jego czasach ludzkość znajdowała się w tragicznym stanie moralnym. Jak wielkie musiało panować zepsucie, skoro czytamy, iż „żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi i bolał nad tym w sercu swoim”2. W takim zdemoralizowanym środowisku żył Noe. Jego wiara wyraźnie odróżniała go od niewiary świata. Noe odcinał się od grzechu.
Czy nie żyjemy w podobnych czasach zepsucia i niewiary? A czy Bóg mógłby o tobie powiedzieć, że żyjesz z Nim w przyjaźni? Czasy przed potopem oraz wypadki z życia Noego bardzo przypominają czasy obecne…
Uprzedzeni o końcu
Pewnego dnia czy też nocy Bóg powiedział: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią. Ty zaś zbuduj sobie arkę z drzewa żywicznego”3. Noe miał być resztką, ostatkiem, który ostrzega ludzi przed zbliżającą się karą i wzywa do nawrócenia, wskazując jednocześnie miejsce ratunku. Wielu ludzi mówi, że gdyby tylko wiedziało o nieszczęściu, jakie może ich spotkać, to właściwie by się przygotowało. Ale czy na pewno? Czy dzisiaj czasem Bóg nie ostrzega świata? Nie wzywa do przygotowania się na Jego przyjście? Ale co z tym ostrzeżeniem robimy? Czy w ogóle chcemy słuchać? Lekceważymy, nie dajemy wiary, nawet wyśmiewamy…
Noe uwierzył Bogu, mimo że Boże polecenie wydawało się absurdalne! Ludzie nie znali deszczu, być może nie wiedzieli nawet, co to jest statek. Słowa o potopie i dla samego Noego musiały być dziwaczne. To jak opowiadanie Eskimosom o palmach. Ale Noe posłusznie buduje arkę. Codziennie ścina drzewa, okorowuje, tnie na deski, zbija, smołuje. Wieczorem z trudem rozprostowuje przemęczone mięśnie nóg i rąk, masuje bolący kręgosłup. Nie jest już młodzieniaszkiem. Ma swoje lata — prawie 500, gdy zaczyna budować arkę, a buduje ją 120 lat! Bóg dał ludziom 120 lat na podjęcie decyzji, czy chcą być w arce czy nie… Bóg okazuje wielką cierpliwość i „nie chce, aby ktoś zginął. Przeciwnie, chce, aby wszyscy się opamiętali”4.
Noego bardziej niż kręgosłup bolą drwiny sąsiadów, ironiczne uśmieszki i kpiny. „Noe, nie znudziło ci się? Ile to już lat? Deszczu jakoś nie widać…”. Na początku wzbudzał duże zainteresowanie i zaciekawienie, może nawet niektórzy mu pomagali, ale potem już mało kto zwraca na niego uwagę. Szaleniec i już. Ale Noe buduje dalej na przekór ludzkiej złośliwości, uszczypliwym uwagom, wyszydzaniu. Naprawdę musiał dobrze znać Boga. Przecież nie ufa się komuś obcemu.
Czy współczesny świat liczy się z Bogiem? Dynamiczny postęp, rosnący dobrobyt, długie lata pokoju po drugiej wojnie światowej — to wszystko sprawia, że człowiek stał się pewny siebie, wydaje mu się, że wszystko ma pod kontrolą. Nie pyta już Boga o Jego wolę i nie kieruje się Jego kryteriami w ocenie dobra i zła. Bóg przestał być potrzebny. Ba, przecież On nie istnieje!
Olbrzymi statek budowany w miejscu, gdzie nie można go nawet zwodować… Z ludzkiego punktu widzenia budowanie statku na lądzie i gromadzenie w nim żywności dla własnej rodziny, a także paszy dla zwierząt, w oczekiwaniu, że te wiedzione niepojętym instynktem zechcą w parach ustawić się w kolejce pod drzwiami arki, i to jeszcze w oznaczonym terminie — było niedorzeczne i irracjonalne! Nawet zwierzęta słuchają Boga. A ludzie? Patrzyli z otwartymi ustami, a mimo to nie uwierzyli i nie weszli…
Świat na Titanicu
W historii Titanica jest niebywale dużo analogii do stanu współczesnego świata.To obraz mikroświata z jego nierównościami i niesprawiedliwością, rozpustą i grzechem. To obraz mikroświata tonącego, ale ciągle bawiącego się, nawet wtedy gdy tonie…
W chwili wodowania Titanic był największym, najszybszym i najbardziej luksusowym statkiem pasażerskim na świecie. Pływający pałac. Miał 269 metrów długości, 28 metrów szerokości i 53 metry wysokości. Dla porównania wymiary arki to odpowiednio 150 na 25 na 15 metrów.
Pośród setek ludzi zatrudnionych przy budowie statku znalazło się wielu pozbawionych wszelkiej religijności. Niektórzy z nich zabawiali się wypisywaniem bluźnierstw na jego burtach. Posuwali się do rzucania wyzwań Bogu, aby posłał statek na dno, jeśli potrafi. Pisali: „Sam Chrystus nie zdoła go zatopić”. Napisy zamalowano, ale potem przebiły się przez farbę, stając się widocznymi i czytelnymi. Pewien katolicki oficer z załogi Titanica, ujrzawszy je, napisał w liście do rodziców: „Jestem przekonany, że ten statek nigdy nie dopłynie do Ameryki z powodu szokujących bluźnierstw wypisanych na jego kadłubie”. Rodzice ci, mieszkający w Dublinie, przechowali ten list jako pamiątkę po synu. Szydercy sądzili, że ich bluźnierstwa będą przemierzać ocean rok po roku, jako jawna obraza Wszechmogącego.
Była zimna bezksiężycowa noc, jakich wiele. Nic szczególnego się nie działo. We wnętrzu Titanica, który przewoził najbogatszych ludzi świata, pasażerowie bawili się w luksusach i relaksującej atmosferze. Radiotelegrafiści odbierali ostrzeżenia o górach lodowych — otrzymali ich co najmniej sześć — ale nie zważali na nie. Przekazywali je kapitanowi i oficerom, a ci uznali, że są to normalne o tej porze roku ostrzeżenia, które dla niezatapialnego Titanica nie mają znaczenia.
Podczas gdy większość pasażerów płynęła w kajutach o najniższym standardzie, na lepszą jakość podróżowania mogły liczyć psy bogaczy. Dla pekińczyka oraz szpica miniaturowego znalazły się nawet miejsca na tratwach ratunkowych, a dla ludzi nie…
Gdy Titanic uderzył w górę lodową, wiele osób to przespało, nie zauważyło; nikt się tym nie zaniepokoił. Gdy mówiono ludziom, że statek tonie, oni nie wierzyli. Dlatego wiele szalup odpłynęło prawie pustych. Gdy tonięcie stało się odczuwalne fizycznie, było już za późno, bo zabrakło szalup.
Niemożliwe?
Człowiek nie jest Bogiem. Łatwo zachwycać się zdobyczami techniki i osiągnięciami medycyny. Jednak chociaż człowiek pokonał siłę grawitacji, nie pokonał mocy grzechu. Gdy toną niezatapialne statki, gdy rozsypują się niezniszczalne elektrownie atomowe, gdy szaleją epidemie — łatwiej zejść do właściwego poziomu.
Jak reagujesz na ostrzeżenia o końcu świata? Ale nie te pogańskie, naukowe czy niby-religijne. Nawet szatan niezmiennie obraca to w żart, aby ludzie nie uwierzyli i nie umieli rozpoznać tego prawdziwego, biblijnego końca świata, o którym nauczał Chrystus.
Człowiek, który zaufał Chrystusowi, nie musi drżeć z przerażenia. Chrześcijanin jest w drodze i żyje niejako na walizkach. Noemu nieraz musiało być bardzo ciężko. „Widziałeś? On naprawdę zaczął! O, ostatnio podgonił z robotą! Ty, on już prawie kończy! No to poczekamy teraz na deszczyk…. ha, ha!”.
Jak reagują ludzie, gdy im się powie, że idzie śmiertelna zaraza? Przygotowują się — wykupują żywność, lekarstwa, rękawiczki, maski ochronne. A jak reagują ci sami ludzie na wieść o tym, że Jezus nadchodzi…? Żyjemy w czasach podobnych do czasów Noego.
Dzień przed potopem były dwie klasy ludzi — ci w arce i ci poza nią. Przy końcu świata, przed nadejściem Chrystusa, co wynika z Biblii, też będą dwie grupy ludzi: owce i kozły; pszenica i kąkol; ci, co wchodzą przez wąską bramę, i ci, co wchodzą przez szeroką bramę.
To dziwne, że mnóstwo ludzi odrzuca albo ignoruje możliwość zaistnienia końca świata, zwłaszcza w aspekcie religijnym. Wielu przygotowuje się do tego na swój własny sposób — budują różne urządzenia i schrony. Nie reagują natomiast na wezwania dotyczące duchowego przygotowania się na to wydarzenie.
Wiemy, jak reagował świat na wezwania Noego. Wiemy, jak reagują ludzie na dzisiejsze ostrzeżenia i wezwania. A jak ty reagujesz na wieść o przyjściu Jezusa, końcu świata i konieczności przygotowania się? Czy „odsuwasz od siebie myśl o dniu nieszczęścia”5? A może myślisz, że masz jeszcze czas, dużo czasu na to, aby poznać Boga i nawiązać z Nim więź? Uważaj, bo może być tak jak w pewnej ilustrowanej historyjce o podjęciu decyzji, gdy nigdy nie było na to dobrego momentu, bo „za młody, za głupi, zajęty, zakochany, zapracowany, zabiegany, zatroskany, za stary”. Ostatni rysunek to mogiła z krzyżem i podpis: „za późno”…
I tak można minąć się z Bogiem. A wtedy pozostanie nam gwizdek w ręku i paczka papieru toaletowego.
Adriana Nowak
1 Rdz 6,9 BT. 2 Rdz 6,6 BT. 3 Rdz 6,13-14 BW. 4 2 P 3,9 EIB. 5 Am 6,3 EIB.
[W artkule wykorzystano fragmenty książki Lidii Czyż i ks. Leszka Czyża pt. Bohaterowie wiary, Bielsko-Biała 2012].
Jak Polacy spędziliby ostatnie chwile przed końcem świata?
40 proc. ankietowanych przez agencję badań rynku i opinii SW Research nie wierzy, że oszacowanie momentu nadejścia końca świata jest możliwe. Co trzecia osoba zdaje się na naukę i ma nadzieję, że uda się nie tylko oszacować, kiedy nastąpi zagłada, ale jak jej zapobiec. 44 proc. badanych wcale nie chciałoby dożyć takiego momentu. Ostatnie trzy miesiące życia najwięcej ankietowanych chciałoby spędzić z rodziną i bliskimi, na drugim miejscu były podróże po świecie, na trzecim rezygnacja z pracy i życie chwilą.
Jak na kraj, w którym ponad 90 proc. społeczeństwa deklaruje się jako osoby wierzące, czegoś tu brakuje… Przytłaczająca większość Polaków nie wiąże końca świata z przyjściem Chrystusa ani nie bierze pod uwagę Boga w swoich odpowiedziach.